Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Avensill
Dołączył: 30 Cze 2007
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 2:43, 30 Cze 2007 Temat postu: Avensill i Arugaar (przyjęci) |
|
|
Imię: Avensill
Rasa: mroczny elf
Klasa: kapłanka Shiellen
Krąg: 22
Imię: Arugaar
Rasa: ork
Klasa: niszczyciel
Krąg: 23
Razem ten list piszemy, gdyż nierozłączni w swych podróżach jesteśmy. Tak więc od pierwszego naszego spotkania, jakże to ork na mnie wpadł biegnąc nierozważnie w sobie tylko znanym celu, losy się nasze splotły nieodwracalnie.
Moja piękna, wy mroczne elfy tak bardzo zwęgloną skórę macie, że nocą, gdy księżyc za chmurami się skryje łatwo was przydeptac.
Niech Ci będzie orku mój dzielny. O Esillonie informację znaleźliśmy stare stronice w zbiorach Allseronu przeglądając. Bardzo zachwyceni waszą gildią jesteśmy, szczególnie, że jak dla mnie jasnych elfów nie posiadacie w swych szeregach. A mdlące są te stworzenia tak strasznie, że szydełkowac powinny, a nie o przygodach rozważac.
Jakoż, że wolę mieczem kreślic znaki na wrogach niż pióro dzierżyc w dłoni, napiszę krótko: nie ludziom, nie jasnym elfom należy się chwała lecz prawdziwym dzieciom bogów!
Choc nasze kręgi wtajemniczeń niskie, jeden cel nam przyświeca. Radzi będziemy, gdy pozwolicie nam szeregi wasze zasilic. W swych bojach i podróżach nie zawsze zdarzy się nam spotkac godne istoty, a tak z wami konwersacje będzie można nawiązac. A tu poniżej historie nasze, którymi do świata Allseronu się wkupiliśmy.
Mgła. Wszystko jest zamazane. Chłód. Jest tak zimno, każdy oddech jest wyczerpujący. Nie wiem gdzie jestem. Nie pamiętam jak się tu znalazłam. Nasłuchuję. Tylko szum drzew. Nie mogę zostać, nie wiem jakie niebezpieczeństwa mi tu zagrażają. Staram się iść, ale wciąż się potykam. Poruszanie w tak gęstej mgle będąc zziębniętym sprawia trudność. Idę jednak dalej. Ach, co to było? Nasłuchuję. Nic, słuch płata mi figle, gdy oczy zawodzą. Tylko on mi pozostał. Tylko on może być czujny. Czy to z zimna, czy naprawdę drży ziemia? Hałas narasta z każdą chwilą. Nie mam gdzie się schować. Słyszę ryk. Muszę uciekać. Ale gdzie? Gdzieś przed siebie. Biegnę, ale to coś czymkolwiek to jest dogania mnie. Moje kroki są tak niezdarne. Jest mgliście mogłabym się schować, może byłabym niezauważona, ale mam wrażenie, że to zbliża mnie. Biegnę dalej. Czemu to nie jest sen. Ze strachu stają mi łzy w oczach. Biegnę coraz szybciej. Ryki za mną narastają. Co się ze mną stanie? Achhhh!!! Spadam w przepaść. Muszę się czegoś złapać! Ziemia i korzenie rozrywają moją skórę. Desperacko wbijam palce w skarpę. Łamią się moje paznokcie. To coś co mnie goniło, stoi na krawędzi. Słyszę jego oddech. Ziemia jest zbyt sypka tracę przyczepność. Spadam.
Czuje ból....Kiedy boli przynajmniej wiem, że żyję. Otwieram oczy. Na szczęście nie było wysoko. Nie ma po co wracać na górę. Cóż to za miejsce, jakaś pieczara? Tam dalej migocze jakieś światło. Podążam więc w jego stronę. Rozdarłam ubranie. To tylko ubranie. Jak tu ciepło. Korytarz wydaje się być bardzo długi. Ocieram pot z czoła. Dotykam skał po drodze szukając ochłody. Znajduję je. Mam nieodpartą ochotę przytulić się do nich, ale nie ma na to czasu. Nie wiem jak długo już idę. Godzinę, dwie, może pół dnia? Nie wiem jaki jest dzień? W ogóle czy jest dzień czy noc? Oczy same mi się zamykają, każdy krok staje się coraz trudniejszy. Nagle widzę koniec korytarza. Wchodzę do ogromnego pomieszczenia.
Sklepienie komnaty podtrzymywały kamienne filary. Widzę lukę w sklepieniu. Słup światła pada na jakiś piedestał na końcu komnaty. Po chwili znajduję schody. Spiralne i strome. Na górze znajduje się kamienny stół, na którym leży księga i jakiś święcący przedmiot. Zdmuchuję kurz i otwieram księgę. Stara, zniszczona, zapisana jakimś nieznanym mi językiem. Czyja to księga? Desparion... Czy to nie ten mag, który nauczył nas czarnej magii, gdy zwani jeszcze byliśmy brązowymi elfami w zamian za długowieczność...? Obok leży święcący przedmiot - niebieski kryształ przypomina kształtem łzę. Ziemia się zatrzęsła, słyszę potworny ryk za plecami. Odwracam się. Smok! Otwiera paszcze i zionie piekelnym ogniem, padam na kolana i zasłaniam dłońmi twarz. Ogień się do mnie zbliża. Krzyczę!
- Aaaa!!!!! – serce wyrywa mi się z piersi, ale ciągle żyję. To był sen. Znów ten sam sen.
- Ash, no wreszcie. Nie mogliśmy cię dobudzić. Twoi pobratymcy myśleli, że dopadła cię jakaś choroba z mokradeł.
- Kamlin?– zdziwiona przecieram oczy.
- A mówiłem, że łyk dobrego krasnoludzkiego trunku to podstawa przeżycia na mokradłach. I w ogóle to podstawa. Jak się zasypia o suchym pysku to się koszmary śnią, co nie?! – Kamlin przekręcił głowę, puścił oczko i szturchnął mnie butelką.
- Ile już wypiłeś?
- Ździebko. Ino dwie flaszeczki mamusinej robótki. Trzymałem na czarną godzinę. A że do miasta powoli zmierzamy to wypadało by miejsce w tobołkach zrobić na nowe zapasy, a stare spożytkować co by się nie zepsuły.
- Przecież nie ma południa, chyba.
- Ano już bardziej po południu niż przed południem, może nawet tyle co od południa do wieczoru, ale mniej na pewno niż od południa do nocy, a między nocą a porankiem......
- Starczy! Starczy. Rozumiem. Jednak za dużo wypiłeś. Bzdury gadasz. Napiłabym się wody.
- Mój dziadek zawsze powtarzał, że woda jest po to by się w niej kąpać lub dać zwierzętom. Masz wino.
- Uparty z ciebie krasnolud.
- Dasz radę iść dalej?
- Oczywiście, że dam. Nic mi nie jest
- Wiesz Ash. Nawet ja, stary Kamlin trochę się martwiłem.
- Rozczulasz się z wiekiem staruszku.
- Właściwie to zastanawiałem się, czy będę musiał nieść twoje tobołki.
Kamlin zawsze potrafił mnie rozbawić. Był jedyną osobą, która była dla mnie naprawdę życzliwa. Coś się porusza w lesie to zapewne biegnie reszta grupy.
- Słyszeliśmy krzyk! Coś was zaatakowało?
- Spokojnie Verdulinie, nic się nie stało – wyjaśnił Kamlin
- To po co krzyczałaś nowicjuszko. Marny z ciebie pożytek, chorujesz i jeszcze nad nerwami nie potrafisz zapanować!
- Nikt by nie zapanował, gdybym powiedział, że zgubiłeś ubranie i zaraz wyskoczysz z za krzaków tak jak cię Shilien stworzyła. – zażartował Kamlin
Wszyscy wybuchli śmiechem, prócz Verdulina, który zarządził natychmiastowy wymarsz do miasta.
Po dotarciu do miasta od razu podążyłam do Tetrarchy Xenosa. Jest on zwierzchnikiem wszystkich nowicjuszy. Opowiedziałam mu o śnie. Wydawało mi się, że zauważyłam błysk w jego oku, lecz ten tylko pogładził się po brodzie i zamyślił. Po chwili rzekł, że mam ciekawe sny, ale księga Despariona o ile kiedykolwiek istniała na pewno została zniszczona wieki temu. Odesłał mnie z niczym. Poczułam lekkie rozczarowanie.
Tej nocy nie mogłam spać. Stałam w oknie i patrzyłam na miasto. Zdziwiłam się widząc grupę mrocznych elfów idących do Tetrarchy w środku nocy. Bardziej się jednak zdziwiłam, gdy wszyscy wyszli podekscytowani. Dowódca wymieniał skrycie z Tetrarchą jakieś uwagi. Zobaczyłam też Verdulina, był strasznie wzburzony. Przyznam, że mimo wszystko w takim stanie go jeszcze nie widziałam. Tetrarcha spojrzał w okno, wystraszona stanęłam z boku.
Zamyśliłam się chwilę - cóż oni mogą knuć? Słyszę kroki na schodach, to na pewno Verdulin wraca. Pobiegłam do łóżka. Zatrzymał się przed moimi drzwiami. Zobaczyłam jak zasuwa się poruszyła, ale opadła. Zostawił ją i odszedł.
Rankiem wyruszaliśmy znów. Nie wiedziałam gdzie. Kamlin wydawał się jakiś strapiony.
- Nie wyspałeś się? Za mało winka? – zapytałam rozbawiona
- Ilość wina nic mi dziś nie pomoże. Porozmawiamy później.
Wędrowaliśmy tak kilka dni z postojami na odpoczynek. Krasnoluda nadal męczył zły nastrój. Nie pytałam jednak o nic. Wiedziałam, że gdy przyjdzie odpowiedni moment sam mi o wszystkim opowie.
Pewnego wieczoru rozkładaliśmy obóz przy krańcu lasu. Kamlin namówił mnie byśmy poszli poszukać drewna na opał. Ciągle wydawał się być zasmucony.
- Co cię trapi? Zawsze taki skory do żartów jesteś.
Spojrzał na mnie z żalem w oczach. Podszedł do mnie i kazał usiąść.
- Ash, pora żebyśmy się rozstali.
- Odchodzisz? Gdzie? Dlaczego?
- Nie ja odchodzę. Ty odejdziesz.
- Nie rozumiem.
- Twój sen okazał się ważniejszy niż ci powiedziano, Tetrarcha wysłał grupę na poszukiwania.
- Nie chciał mnie wtajemniczyć, ale czemu mam odejść?
- Chodzi o Verdulina. Obawiam się....
- ..że coś mu grozi?
- Nie, że tobie coś grozi i to z jego strony. Nie wysłano go na tą misję z twojego powodu, był bardzo rozgoryczony. Spójrz na mapę, gdzie nas prowadzi. Jesteśmy na terenach należących do miasta Rune. To nie miejsce dla ciebie, nie jesteś jeszcze gotowa. Prowadzi cię na pewną śmierć, bo mu przeszkadzasz.
- Co mam zrobić? Uciec?
- Tak, teraz. Weź mapę. Biegnij do Rune. Później wraz z kupcami udaj się do dalszych miast. Nie możesz dać się odnaleźć przez dłuższy czas. Wiesz co grozi za ucieczkę ze szkolenia. Musisz poczekać, aż sprawa ucichnie.
- Kiedy mogę wrócić?
- Za kilka miesięcy, rok, a może nigdy. Tu masz kilka niezbędnych rzeczy, weź to.
- A co z tobą?
- Poradzę sobie. Nie takie rzeczy się robiło. No już biegnij.
- Żegnaj Kamlin.
- Żegnaj Ash D’Aerthe
Nie zdziwiła mnie ta rozmowa. Może i jestem nowicjuszką, ale nie byłam naiwna. Godzinę marszu stąd zakopałam worek z potrzebnymi rzeczami. Trochę adeny i niezbędnych przedmiotów. Oskubałam trochę Kamlina, ale nie powinien się gniewać.
Worek był tam, gdzie go zostawiłam. Przejrzałam jego zawartość i natrafiłam na kartkę.
Droga Ash D’Aerthe
Zawsze byłaś dobrą przyjaciółką, można było ci zaufać jak na mrocznego elfa. Nie myśl sobie jednak, że zaprzestałem pilnować sakwy. Życzę ci miłej podróży. I oszczędzaj z adeną. Wyprawka wyprawką, lecz nie przesadzaj.
Kamlin
Niech go dorwę. Łotr! Czas się zbierać. Spójrzmy na mapę. Tu jestem, tu mam iść, te miejsca ominąć. Więc w drogę.
Biegłam w kierunku celu przez pół nocy. Zmęczona stwierdziłam, że się zgubiłam. Myśląc jak określić dobry kierunek, usłyszałam jaki szelest w zaroślach. Chwyciłam sztylet. Nagle z drugiej strony coś wielkiego i zielonego wpadło na mnie, przewróciło i potoczyliśmy się spory kawałek. Zatrzymałam się na drzewie moimi plecami, przygnieciona przez wielkie cielsko. Starałam się odepchnąć wielkoluda, nie miałam jednak wystarczająco sił. Spróbowałam wyciągnąć sztylet i dźgnąć to kilka razy. Niestety ostrze okazało się dziecięcą zabawką, bo wielka masa mięsa nie poruszała się. Najwyraźniej nie żyło. Po wielu próbach nie pozostało mi nic prócz odgadnięcia co to. Nie widziałam zbyt wiele, gdyż większą część świata przysłaniał mi ten ciężar. Sytuacja stawała się przerażająca. Nocą do padliny mogło zbiec się dużo drapieżników. Podła by to była śmierć. Desperacko próbowałam uwolnić się z potrzasku. Znalazłam oparcie dla stopy. Ręką zahaczyłam o coś metalowego. Wreszcie wydostałam się. Ku mojemu zdziwieniu to był ork. Nie był martwy lecz nieprzytomny. Uderzył głową o wystający kamień. W pierwszej chwili chciałam go zostawić, ale przyjrzawszy się jego posturze uznałam, że wojownik może być przydatny w mojej podróży. Przeczesywałam swój worek w poszukiwaniu ziół trzeźwiących. Jedyne co znalazłam to stare zioła Kamlina. Nie trzeźwiące, ale wystarczająco śmierdzące by mogły pomóc. Zrobiłam kadzidełko, podstawiłam pod nos orka i czekałam na efekt. Po jakimś czasie zaczął się wybudzać.
- Witaj w świecie żywych, orku.
Ork chwycił się za głowę i nie był w stanie jeszcze nic powiedzieć. Zaczepiłam więc go pierwsza.
- Nabiłeś mi kilka sińców, to taki nowy sposób na adorację? Może to taki zwyczaj w plemieniu orków?
- Ja...Kim ty jesteś?
- Rzuciłeś się na mnie znienacka, wykorzystałeś jako siennik i masz czelność tak do mnie się odzywać. Lepiej powiedz kim ty jesteś!?
- Ja jestem...och, moja głowa.
- No tłumacz się orku!
- Nazywam się... Jak ja się nazywam? Co ja tu robię?
- Widzę, że nieźle łupnąłeś o kamień skoro nie wiele pamiętasz.
Ten wielki ork może być bardziej przydatny niż sądziłam. Skoro nic nie pamięta mogę nim łatwo kierować. Hmm, pooglądajmy go. Niektórzy z orków tatuowali swoje imię. Teraz wiem czemu. Jak oberwą w głowę istnieje nadzieja, że zostaną oświeceni jak się chociaż nazywają. Jest, Chain. Teraz pomyślmy jaką historyjkę mu tu sprzedać.
- Spójrz! Tu masz tatuaż, nazywasz się Chain. Ach, to ty jesteś ten Chain, z którym miałam się spotkać. Razem mieliśmy wykonać pewną misję. Nie pamiętasz swojej misji Chain?
- Misja, misja... a tak! Mam zadanie, jakie zadanie?
- Mamy zdobyć informacje, na temat położenia starodawnej księgi i kryształu.
- Skoro tak mówisz. A ty jak masz na imię?
- Ash D’Aerthe.
Ork wstał niezdarnie, pozbierał swoje rzeczy, otrzepał się z błota i potulnie rzekł:
- Więc prowadź, Ash!
Wyruszyłam z moim wielkim orkiem odkryć artefakt z moich snów. Przy bliższym poznaniu zyskuje całkiem wiele. Jest lojalny wobec mnie, a i ja wbrew przyzwyczajeniom staję się lojalna wobec niego. Nasz dalszy los pozostanie jednak tajemnicą. Są bowiem historie, które trzeba opowiedzieć, i są historie, które trzeba przemilczeć.
Stoję w komnacie wysokiej na trzech rosłych Orków. Pamiętam widok tej sali z dzieciństwa. Gorzkie wspomnienie rozstania z matką. Pamiętam jak płakała, gdy wydarto mnie z jej ciepłych ramion. Dziś nie żałuję. Teraz wiem, że taki jest los każdego Orka. Urodziłem się by służyć w legionie ku chwale Paagrio! Czas mojego szkolenia dobiega końca, czuję to w każdym kawałku mego ciała. Chyba dlatego tu mnie wezwano. Dlaczego jednak czuję niepokój? Może znów narozrabiałem na arenie? Przecież nie pobiłem go tak mocno! Nie moja wina, że nie potrafił się bronić! Uhh musze przestać myśleć i zachować spokój.
- Chain - głos wypełnił wnętrze komnaty.
U wejścia ujrzałem Prefekta Purkaina. A więc jednak narozrabiałem - pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie na jego widok. Przełknąłem ślinę i z niepokojem odpowiedziałem:
- Tak Panie?
- Pamiętasz jak byłeś tu za pierwszym razem?
- Każdy z Orków pamięta Panie - odrzekłem.
- Czy wiesz dlaczego tu jesteś? - z powaga zapytał Prefekt.
- To nie moja wina! On mnie sprowokował... ja tylko odpowiedziałem na jego atak...
- Tak wiem, Urgar to sierota ale nie po to Cię tu wezwałem - wtrącił Purkain.
A więc jednak! Chyba nadszedł mój czas! Wreszcie skończyłem szkolenie - pomyślałem spoglądając na Prefekta, który stąpał po zimnej posadzce w moją stronę. Podekscytowany zapytałem:
- Czy to już koniec? Stanę się Legionistą?
- Ha ha! Jesteś jeszcze za młody! Silny ale nie wystarczająco sprytny by wałczyć z ludzkim pomiotem. Mam jednak dla Ciebie zadanie.
Poczułem się urażony. Że niby ja mam za mało sprytu! A kto podwędził beczkę wina ze spiżarni? I to sprzed nosa centurionowi! Kto czytał w ukryciu zakazane księgi w zbiorach kapłanki Talis?
- Słuchaj uważnie młody orku - przerwał moje zuchwałe myśli Prefekt.
- Udasz się do Centuriona Karukina, stoi przy wschodniej bramie miasta. Powiesz, że ja Ciebie wysłałem. Resztę informacji uzyskasz na miejscu. Tejkar!
- Tejkar Prefekcie- wraz z pozdrowieniem wykonałem zwrot przez lewe ramię i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Krocząc w stronę bramy miasta, nie mogłem przestać myśleć o zadaniu, jednocześnie byłem zły na słowa Prefekta. Przecież jestem już wystarczająco dorosły! Powinienem już kroczyć w szeregach Legionu! A niech mu hełm zardzewieje! Udowodnię, że jestem gotów! Na mojej twarzy malował się niesmak po gorzkich słowach Prefekta, a oczy ujrzały w oddali Centuriona Karukaina. Jego Halabarda lśniła w blasku gorącego słońca. Na mój widok uśmiechnął się i zawołał:
- Tejkar Chain! Wiedziałem, ze Prefekt przyśle właśnie Ciebie.
- Tejakr Centurionie, skąd wiesz, że to ja mam wykonać zadanie?
- Dla mnie to oczywiste. Często zaglądam na arenę szkoleniową. Wiem co potrafisz. Jesteś jednym z najlepiej zapowiadających się Nowicjuszy. Porywczy z Ciebie Ork a ja cenę sobie furię w walce.
- Szkoda ze prefekt tego nie widzi - zamruczałem pod nosem.
- Hehe, Purkain to rozsądny stary wojownik. Brak mu spontaniczności. Nie martw się młody Orku. Jeśli wykonasz to zadanie na pewno dostrzeże, że jesteś już gotów.
- Jakie więc jest moje zadanie?
Centurion uśmiechnął się, a jego oczy nabrały blasku. W jedną rękę wręczył mi poszarpany zwój pergaminu. Kazał przekazać go szamanowi płomienia w świątyni, wykutej w jaskini nieopodal zamarzniętych wodospadów. Zaś W drugą dłoń wcisnął jednoręczny miecz i z pozdrowieniem odprawił na ścieżkę, prowadzącą do celu.
Z każdym krokiem narastała we mnie ciekawość i nieodparta pokusa rozwinięcia przesyłki. Cóż tam może być? I dlaczego szaman płomienia siedzi w jakiejś jaskini? Przecież świątynia mieści się tuż obok miasta. Czasami nie rozumiem szamanów. Od palenia ziół przekręca im się w głowach.
Na wzgórzach malowały się sylwetki okolicznych stworzeń. Wilkołaki, niedźwiedzie, pająki - nic co mogło by przeszkodzić w mej wędrówce. Słońce zmierzało ku morzu. Dzień ustępował mrokowi a na niebie zapalały się gwiazdy niczym płomyki w świątyni podczas ceremonii.
- Na święty płomień Paagrio! Czemu to tak daleko!? Gdybym wiedział, że tyle drogi mnie czeka poprosiłbym strażnika bram o przeniesienie. A emocje towarzyszące całej tej podróży równają się emocjom w trakcie łowienia ryb!
Podczas mojego narzekania zauważyłem białą poświatę, która unosiła się nad wysokimi górami. Wywołana przez zamarznięte wodospady. Ucieszyłem się na jej widok jak mały ork cieszy się z pierwszej wygranej na arenie. Gwałtownie przyśpieszyłem. Nie mogłem się doczekać końca nudnej podróży. Gdy tylko pod stopami poczułem płatki śniegu a nade mną wyrastały olbrzymie sople zastygniętych wodospadów, usiadłem z ciężkim oddechem. Noc już całkowicie zapanowała nad kontynentem a oczy stawały się coraz cięższe. No dobra, prawie już jestem na miejscu, nie mogę teraz zasnąć - powtarzałem sobie tą mantrę co jakiś czas. Śnieg otaczający całą dolinę rozświetlał delikatnie okolicę. Między mrugnięciem oczyma gwałtownie przemknęło coś w oddali. Jakby Ork, elf a może człowiek!? Orki tak szybko się nie poruszają, elfy są za szczupłe ale ludzie w tych stronach!? I czemu to coś uciekało z miejsca do którego zmierzam? Wstałem tak szybko jak tylko mogłem, zaintrygowany tajemniczą postacią. Niestety znikła gdzieś w przełęczy nieopodal ołtarza wyrytego w skale na cześć boga ognia. Ruszyłem w stronę przełęczy ale nie starałem się gonić tego co me zmęczone oczy ujrzały. Może mi się wydawało? Może kapkę przymknąłem oczy a cień z oddali był tylko snem? Wiedziałem, że mam zadanie i nie mogę zbaczać z wyznaczonej ścieżki. Gdy zbliżyłem się do miejsca kultu mym oczom ukazał się pradawny ołtarz w całej swej okazałości. Od wieków nie odprawiano tam modłów ale święty płomień na kamiennym baldachimie palił się nieustannie. Starałem się rozczytać stare runy wyryte na blacie piedestału. Niestety ręka czasu zamazała większość kluczowych znaków. Nagle znów jakaś postać przemknęła koło kamiennych obelisków, rozmieszczonych przed ołtarzem. Teraz wiedziałem że to nie sen. Oddalała się bardzo szybko i znikła ponownie gdzieś w szczelinie przełęczy. Nie mogłem jednak za nią podążać musiałem wrócić na ścieżkę i wykonać powierzone mi zadanie. Ruszyłem więc drogą wiodąca wprost do wejścia jaskini. Z daleka widziałem zarysy kilku postaci wybiegających w popłochu z wnętrza groty. To zabawa w berka czy co!? - pomyślałem. Przyśpieszyłem, gdy tylko byłem w stanie cokolwiek zobaczyć, tajemnicze postacie przerwały swą ucieczkę i znikły pod płaszczem nocy. Wejście do jaskini mierzyło na wysokość co najmniej czterech orków. Szerokie ściany zwężały się ku górze a zejście starannie wykuto formując w śliskie schody. Na końcu groty buchał ogień o niebieskiej podstawie i pomarańczowych językach, które głaskały sklepienie komnaty.
- Zaczyna się robi ciekawie - rzekłem z uśmiechem na twarzy.
Komnata wypełniona była zapachem siarki a w kątach wiły się ogniste salamandry. Ich syk wywoływał w mych uszach niezbyt przyjemny rezonans. Na środku komnaty wieczny płomień Paagrio buchał unosząc rozgrzane powietrze ku górze. Za szczątkami ołtarza leżał wątły ork twarzą do ziemi. Jednak największe zdziwienie wywołał u mnie widok wielkiej szczeliny w ścianie komnaty. Na krawędziach mieniły się lekko iskry a w środku panował przeraźliwy mrok. Nawet święty płomień nie był w stanie uchylić chodź rąbka tajemnicy ukrytej wewnątrz dziwnej szczeliny. Podbiegłem do ciała orka, leżącego bezwładnie. Odwróciłem delikatnie, żeby ujrzeć twarz. Z przerażenia odskoczyłem podpierając plecy o ścianę.
- Na wszystkich bogów! - krzyknąłem
Nie miał twarzy. W czaszce została wypalona dziura. Brak śladów krwi, tkanki, czegokolwiek. Nie mogłem określić co lub kto, byłby w stanie zrobić coś takiego. Miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem czy wejść w otchłań czy wróci do miasta i powiadomić Prefekta. Wszystko było zbyt szokujące dla orka, który ledwo opuścił szkolą arenę. Cały zamęt w mojej głowie przerwał głośny ryk z otchłani. Był tak przerażający jak gniew wszystkich bogów. Zerwałem się do ucieczki. Wybiegłem w popłochu tak samo jak wcześniej uciekały dziwne postacie. Czułem, że coś mnie goni. Biegłem tak szybko, tak długo. Straciłem poczucie czasu, rzeczywistości. Na stu demonów! straciłem nawet pergamin. Zgubiłem się ale w tym momencie nie było to dla mnie istotne. Po prostu przebierałem nogami tak szybko jak tylko się dało. Przez przełęcz do lasu z lasu na polanę. Naglę moje rozpędzone ciało trafiło na miękką przeszkodę a nogi zaplątały się od uderzenia. Świat zawirował. Turlałem się spory kawałek, z czymś przyczepionym do moich pleców. Cały ten zwariowany kulig skończył się na korzeniach drzewa. Na szczęście nabyty, miękki bagaż na moich barkach zamortyzował uderzenie. Straciłem przytomność.
Do diabła! Zasnąłem w świątyni a szamani znowu palą te śmierdzące kadzidła! Nie, chwila. Otwieram oczy przez chwilę świat wydaje się zamazany a w głowie czuję potworny ból. Jakby stado dzikich bestii szalało w mojej czaszce. Próbuję uchwycić obraz a przed moimi oczami zaostrza się twarz pięknej istoty. Patrzy na mnie z ciekawością.
- Witaj w świecie żywych Orku - rzekła.
Otworzyłem usta ale ból w mojej głowie nie pozwolił mi na rozpoczęcie konwersacji.
- Nabiłeś mi kilka sińców, to taki nowy sposób na adorację? Może to taki zwyczaj w plemieniu orków? - drwiła piękna nieznajoma.
- Ja.. Kim Ty jesteś? - wydusiłem z siebie.
- Rzuciłeś się na mnie znienacka, wykorzystałeś jako siennik i masz czelność tak do mnie się odzywać? Lepiej powiedz kim Ty jesteś!?
- Ja jestem.. oh moja głowa
- No tłumacz się orku!
- Nazywam się.. jak ja się nazywam? Co ja tu robię?
- No widzę, że nieźle łupnąłeś o kamień skoro niewiele pamiętasz.
Nie bardzo miałem ochotę na dalszą rozmowę. Ból w mojej głowie wystarczająco przyćmiewał myśli. Nieznajoma przyglądała się moim tatuażom w milczeniu. Po chwili Piękna otworzyła usta i krzyknęła:
- Spójrz! Tu masz tatuaż, nazywasz się Chain. Ahh to Ty jesteś ten Chain, z którym miałam się spotka. Razem mieliśmy wykona pewną misję. Nie pamiętasz swojej misji Chain?
- Misja, misja... A tak! mam zadanie, jakie zadanie?
- Musimy znaleźć informacje na temat położenia starodawnej księgi i kryształu.
- Skoro tak mówisz.
Wstałem, otrzepałem się z resztek błota i rzekłem obolałym głosem:
- A Ty jak masz na imię?
- Ash D'Aerthe - odpowiedziała zadowolona, mroczna Elfka
- Więc prowadź Ash
Ruszyliśmy do miasta Rune zaopatrzyć się w niezbędny ekwipunek. Przez całą drogę starałem się przypomnieć co spotkało mnie wcześniej. Chociaż moja pamięć jak na złość nie chciała wrócić, a mroczna Elfka opowiadała mi o naszym zadaniu.
Tu urywa się moja opowieść, gdyż czas wielkich czynów i przygód dopiero nadejdzie.
P.S. Oboje jesteśmy autonomicznymi postaciami, nie jesteśmy rodzeństwem z jednego domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Barogorg
Faern
Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 2:55, 30 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Hmm, dawno nikt się tak nie utrudził, toby dla tego, no i w końcu zielony, choć to z tych co żeśmy z towarzyszami dzieciecych zabaw, ogniem podpiekali, zataczając się ze śmiechu na pocieszny widok, gdy tarzając sie próbowali się ugasić. Ale zielony to zielony. Kheeh
Za.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grakaron
Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z twojego koszmaru
|
Wysłany: Sob 10:15, 30 Cze 2007 Temat postu: Re: Avensill i Arugaar |
|
|
Vendui przyjaciele, jak napisał Bar miło przeczytać tak wnikliwą przygodę i pozwolę sobie zacytować jeden z fragmentów, który urzekł mnie najbardziej
Avensill napisał: | Imię: Avensill
[ szczególnie, że jak dla mnie jasnych elfów nie posiadacie w swych szeregach. A mdlące są te stworzenia tak strasznie, że szydełkowac powinny, a nie o przygodach rozważac. |
Mysle że nie pozostaje nic do dodania <uśmiecha się perliście> jestem Za, i liczę że niedługo powitam was osobiście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abithuma
Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:25, 30 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Za okresem probnym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Luthein
Verin Athiyk
Dołączył: 16 Paź 2006
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nie interesuj się
|
Wysłany: Sob 13:18, 30 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Jak najbardziej za.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sharisatar
Dołączył: 27 Kwi 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:41, 30 Cze 2007 Temat postu: Re: Avensill i Arugaar |
|
|
Arugaar napisał: | ...nie ludziom, nie jasnym elfom należy się chwała lecz prawdziwym dzieciom bogów!... |
<Skrzyżował ręce na piersiach i mruczy do siebie pod nosem>A dlaczego ludziom nie?? A my co gorsi jacyś czy jak?? <Po chwili orientuje się że na niego patrzą, uśmiecha się lekko> Za okresem próbnym...oczywiście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elldrighar
Fuma Karlik
Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mroczny Las
|
Wysłany: Sob 16:44, 30 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Okres próbny. Przyjąć Was będę mógł dopiero za 4 dni, musi dobiec końca moja kara za wydalenie kilku osób z klanu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Avensill
Dołączył: 30 Cze 2007
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:15, 30 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Nic nie szkodzi, poczekamy. Mamy do kogoś się odezwac w świecie Aden, czy czekac, aż ktoś się do nas odezwie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellesmer
Renor Kyorl
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:36, 01 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Elld się do was odezwie, jeśli mu minie kara.
Bardzo przyjemnie się to wszystko czytało.... Cieszę się, że są jeszcze wam podobni w naszym świecie i bardzo bym nie chciał, żebyście to "coś" stracili z wiekiem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Danatea
Faern
Dołączył: 08 Lis 2006
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wioska Mrocznych Elfów
|
Wysłany: Nie 13:57, 01 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Za okresem próbnym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fannandil
Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:25, 01 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Za
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Leondeal
Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wioska Mrocznych Elfów
|
Wysłany: Wto 1:36, 03 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze spóźniony ale za okresem próbnym hrhr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adlaren
Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubin/Wrocław
|
Wysłany: Wto 23:10, 03 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Za to podanie nie mogę nic innego powiedzieć...
Za okresem próbnym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|