Forum Kroniki bractwa Esillon Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
Stolik Wędrowca

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kroniki bractwa Esillon Strona Główna -> "Pod wesołym wieprzem" - karczma
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anellin




Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z rodu Esillończyków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:03, 09 Maj 2008    Temat postu: Stolik Wędrowca

W prawym rogu karczmy nieopodal palącego się ogniska w kominku, znajduje się stół biesiadny przy którym zbieraja się wędrowcy z wszelakich stron i krain, popijając stare dobre wino snuja historie, legendy i opowiadaja własne przeżycia. I ty możesz tu usiaść i opowiedzieć nam co nieco o sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anellin




Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z rodu Esillończyków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:07, 09 Maj 2008    Temat postu: Wspomnienia młodego elfa

Grakaron napisał:
[ wchodzi do karczmy, luzuje mocowania pancerza, ściąga hełm, nagolenniki. Rozpina pancerz, odkłada rękawice. Opasawszy miecz kładzie go na futrze koło kominka, obok kładzie elementy zbroi i wygodnie rozsiadając się, spogląda to na nocne niebo za oknem to zaś na palenisko. Zapalił fajkę i po chwili, kiedy więcej esillończyków zebrało się wokół, po całodziennych zmaganiach na szlaku, zaczyna snuć opowieść]

Patrze na was tu zebranych i sentyment ściska me zranione serce. Ile to już lat? ile się wydarzyło. Wielu brakuje, wielu z was jest z nami od niedawna. [ patrzy kolejno na młodych adeptów] i do właśnie do was kieruje tę opowieść. A i starsi na pewno dużo z niej wyniosą.

A więc usiądźcie wygodnie i posłuchajcie, oto wspominki Grakarona...

Moja młodość nie należała do przyjemnych, kto zadał sobie trudu poszukania mojej opowieści w księdze rekrutacji ten zrozumie. Kiedy wszystko się uspokoiło, zacząłem na spokojnie poznawać świat. Pamiętam jak dziś, byłem ledwo upieczonym rycerzem, o Tańczeniu dla mojej Pani mogłem jeno marzyć. Był słoneczny dzień, trochę za słoneczny jak na me oczy, jednak samopoczucie było dobre. Spacerowałem po Dion, nie pamiętam w jakim celu pamiętam natomiast co innego. Mroczny elf podszedł skłonił się i przywitał. Od razu zdać było że pożądny bo mimo iż godnie przyodziany i o wiele mocniejszy ukłonił się młodzikowi, znał ów czym jest brat krwi. Imię jego do dziś mi bliskie, Elldrighar. Był onegdaj wodzem Esillonu, i od tamtego dnia, ponad rok temu, kalendarzem świata duszy licząc, stałem się jednym z was.
Mam dużo przyjemnych wspomnień z tamtego okresu. Ot na przykład byłem bardzo nieznośny, ledwiem wyszedł na powierzchnie i miałem setki pytań, kto inny by się zdenerwował ale wszyscy zajęli się mną i odpowiadali cierpliwie, prowadzili przez wielki nieznany świat Aden.
Teraz kiedy patrzę na oręż i pancerze wielu z was aż uśmiech wykwita na mą twarz. W owych czasach jeno Luthein posiadała Runę A jeśli dobrze pamiętam. Gdzie te czasy kiedy pancerz B składało się z dużym trudem i na kregu zbliżonym sześćdziesiątmu, [uśmiecha się do wspomnień]. Runa A była onegdaj szczytem marzeń, a teraz… [przerwał i spojrzał na swoje miecze z runą S]. Pamiętam jakem dorósł i stał się tancerzem, jakie było poruszenie kiedy wszyscy razem składali mi pierwsze duale, nikt nie pytał czy mam adenę na spłatę, po prostu mi je złożono, pamiętam pierwszy taniec, taniec ognia odtańczony komisyjnie przy okrzykach zwycięstwa. Potem przyszedł czas na runę B i to jest chyba najcieplejsze wspomnienia jakiego doznałem. Podobnie jak wcześniej nikt nie pytał czy mam za co oddać, złożono mi zbroję wilka i miecze samurajskie, niby nic wielkiego, ale kiedy wszyscy porzucili polowania i swoje sprawy i zajęli się gromadzeniem materiałów tylko dla mojego dobra… to chwyta za serce, nawet mnie. Tym są dla mnie miecze, nie tylko narzędziem do walki i tańca, po tej sytuacji to dla mnie symbol, miecze są jak ja i Esillon, nierozłączne, mając moc tylko kiedy są razem, jeden przy drugim.
Tym jest dla mnie Esillon, nie tylko klanem który można zmienić, nie tylko grupą przyjaciół, to mój dom i moje miejsce w świecie.
[ przerwał na chwile obserwując twarze zebranych, odpalił fajkę i zaciągnął się wonnym dymem].
Jesio chciałem wam moi drodzy opowiedzieć o moich odczuciach z tamtych lat do osób, których już z nami nie ma, po części aby uczcić ich pamięć, po części aby dać naukę tym którzy nie mieli przyjemności ich poznać po części aby wzbudzić sentyment w tych, którzy są z nami od wtedy.
Lu, Fann, Abi, Holli, Bar vel Ven te osoby były tu odkąd ja się pojawiłem, od zawsze w moim odczuciu, jednak żal towarzyszy, czas zmian porwał wielu.
Pierwszym Esillończykiem jakiegom poznał był jak mówiłem Elldrighar. Elf bardzo dumny i pełen godności, wzór cech mrocznego. Przy tym był bardzo pomocny i dawał z siebie wszystko, ba pamiętam doskonale jak sam rzucił się na tytana, tylko aby pokazać mi na jakich zasadach funkcjonują owe stworzenia. Był mi Mentorem a z czasem przyjacielem. Mimo iż dumny nigdy nie był butny ani za surowy, przy bliższym poznaniu okazał się dość pogodny. Świetny wojownik, jego strzały latały szybciej niż spadające szyszki [ uśmiechnął się złośliwie do Ilsa], przy tym mądry wódz, potrafił umiejętnie kierować Esillonem. Do tej pory utrzymujemy kontakt, wielu mówiło że nas porzucił, jednak ja uważam inaczej. Tak pokierował go los i Mroczna Pani, w mym przekłutym sercu dalej nosze nadzieję że dnia pewnego powróci.
Drugim jakiegom poznał był Ellesmer, rycerz Pani. Zobaczyłem go w dion, pierwszy raz widziałem mrocznego w zbroi zagłady, widząc jego stalowe skrzydła, na moment straciłem dech w piersi, przysiągłem że kiedyś też posiądę stalowe skrzydła. Ell był moim wzorem jako wojownik, chciałem być taki jak on strasznie mi imponował. A jako Elf okazał się niecodziennym mrocznym. Nie zrozumcie tego opacznie, godnie i z honorem reprezentował podziemną krew, jednak to pierwszy mroczny jakiegom poznał, który był wielkim lekkoduchem, ba nawet wesołkiem. Pamiętam jak dziś kiedy przekomarzał się z Elldem jak ja teraz z Fannem, rzekłbym nawet że dla nich dzień bez zaczepki i riposty dnie straconym się objawiał. Znikł ze świata nad czym strasznie boleje, o ile Elld był mi mentorem, to Ellesmer równie bliski, był mi starszym bratem.
Dalej była Elldrigha, towarzyszka Ellda, szukacza, zawsze pomocna i mądra dziewczyna, ona potrafiła pokazać mi inne spojrzenie na wiele spraw, brak jej, jednak nie tak bardzo bo jest z nami jej kuzynka Abi. O Abi pisał nie będę jako wróci sami przekonacie się jako jest cudowna.
I na koniec, najpiękniejsza z owych czasów Dama. Danatea, wtedy samotna, urzekło mnie jej piękno. Była wyniosła ale nie do przesady, wyniosła w taki sposób jak mroczna być powinna, prawdziwa błękitna krew. W tym wszystkim nie wywyższała się i zawsze skora byłą do pomocy. Podobnie jak Elld przy poznaniu bliższym pokazała ta ciepła stronę, jednak kiedym zrobił nieświadom pierwsze przewinienie, potrafiła mnie sprowadzić do parteru, udzielić publicznie nagany, słowem wylać kubeł wody zimnej, o tak ona potrafiła zapanować nad sytuacją. Obecnie Dani zasnęła nie wiem czy kiedy się przebudzi, nie wypytywałem Fanna jak to z nimi i mówił nie będę bom nie pewny, ale coś mi się zdaje że jeśli się przebudzi tych dwoje na ślubie nas powita [mruga do Fanna]

Tako dzięki wam za czas, mam nadzieję że bajanie nie przynudzał was w deszczową noc, a teraz posilmy się, napijmy czegoś na rozgrzanie, Ils kłapouchu! Zanućże coś! Jeno nie takie delikatne a mocne coby skoczne było, albo my z Zakiem zaraz coś prześpiewamy a nasze siostry zawtórują tako jako to one potrafią!
[ patrzy na Diara] nie Diar, żadnych pieśni bojowych!

[ przytupuje do rytmu i nadaje zwrotkę] .. na placu zamkowym jest knajpa na kółkach… szyszki leżą plackiem, butelki na półkach....



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anellin




Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z rodu Esillończyków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:56, 18 Maj 2008    Temat postu:

Karczmarka usiadła przy stole przy zebranych osobistościach Chciała bym wam opowiedzieć dziś pewną historie, którą usłyszałam od sędziwego krasnoluda z dalekiej północy. Jest to opowieść o zdradzie, nienawisci, smutku, ale też i radości, oddaniu i dążeniu do celu. Tak naprawde to nie wiadomo czy jest prawdziwa, może jest tylko dziełem umysłów starych bajarzy, którz to wie. Zamysliła się dłuższa chwile i wzieła solidny łyk zimnego piwa Jak powinnam zacząć dawno dawno temu w odległej krainie, albo za górami za lasami... a może po prostu zacznę tak! poczęła opowiadać

Opowieści z dalekiej północy - W poszukiwaniu przeznaczenia



Rozdział I - Ocalenie.

Słońce chowało się już za horyzontem, dni były krótkie, a noce długie i chłodne, w powietrzu czuć było zbliżającą się zimę. Nad mrocznym lasem Nerrsath zbierały się ciemne, złowieszcze chmury, które nie zwiastowały nic dobrego. Miejsce to było siedliskiem i domem rozmaitych stworzeń i zwierząt, które kryły się i czyhały w jego najgłębszych mrocznych zakamarkach. Panowała martwa cisza, którą jedynie przerywało puchanie sowy lub szmery w liściowiu. Powietrze stało się wilgotne, tylko było wyczekiwać kropel deszczu. Całą tą naturalna harmonie zburzył odgłos, który rozbiegł się echem po całej puszczy. Przez knieje i zarośla biegła para osób. Nie szło dojrzeć zarysów ich twarzy i sylwetek z powodu panującego mroku. Była to kobieta i mężczyzna przeciętnej postury, mężczyzna miał na sobie ciemny brunatny długi płaszcz z drobnymi zdobieniami z pod którego widniały jedynie ciemne, skórzane buty wykonane z dobrej skóry. Kobieta miała owinięte włosy chustą, nie szło dojrzeć koloru jej włosów, odziana była w szafirowa bluze z rozdartymi rękawami i szkarłatne spodnie. Jednak było coś jeszcze, trzymała w rękach zawiniątko i podążała za mężczyzną, który ich pospiesznie prowadził cały czas naprzód bez odpoczynku. Kobieta oglądała się co chwile za siebie jak by czegoś wypatrywała.
- Marriel nie możemy się zatrzymywać musimy iść cały czas naprzód. - powiedział mężczyzna.
- Nie mam już sił, jestem wykończona Daharze. - przystanęła by złapać tchu i oparła się o konar drzewa. Mężczyzna podszedł do niej widać było po nim że jest równie dobrze zmęczony jak ona.
- Nie możemy robić postoju, musimy iść dalej - był już bardzo zmęczony.
- Czy myślisz że oni nas... złapią? - spojrzała na niego z lękiem i bojaźnią w oczach.
- Nie jeśli nie będziemy się zatrzymywać - Podszedł jeszcze bliżej i wziął ją na chwile w ramiona.
- Musimy ruszać dalej - Gdy to powiedział gdzieś w puszczy usłyszeli odgłos łamanych gałęzi i niebawem dostrzegli w oddali światła pochodni.
- Daharze oni już tu są, a my nie mamy sił by uciekać dalej! - Mężczyzna spojrzał w oczy kobiecie, po czym zabrał jej zawiniątko z ramion.
- Co robisz? Co zamierzasz z nią zrobić? - kobieta zaczęła rozpaczać i zakryła usta dłonią.
- Jeżeli nie możemy uciec uratujmy chociaż ją i odciągnijmy ich uwagę - Mężczyzna kątem oka odszukał pod starym wielkim drzewem naturalne wgłębienie, wsunął delikatnie zawiniątko do środka, zdjął z palca swój pierścień i wsunął w szmatki zawiniątka, zakrył wnękę liśćmi paproci.
- Wrócimy po nią ukochana jak tylko zmylimy pościg. A teraz chodz! Musimy biec nie mamy czasu do stracenia - kobieta popadła w ogromna żałość i smutek nie wierzyła, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy swoje dziecko. Mężczyzna chwycił ja za rękę i pociągnął dalej w puszcze, byle dalej od ścigających ich osobników.
Czas począł płynąc nieubłaganie, sekundy przerodziły się w minuty, minuty z kolei w godziny. Pogoda zaczęła coraz bardziej się pogarszać, wilgoć przybrała na wartości i niebawem zaczął mrzawić deszczyk. Małe zawiniątko ukryte wśród wystających korzeni starego drzewa zaczęło płakać, przemokło i było zmarznięte. Głośnym echem roznosił się płacz po puszczy. Krople deszczu opadały rytmicznie na konary i liście drzew i paproci.
W tak nieprzyjemna pogodę nawet dzikie bestie nie miały ochoty wychylać swych nosów z kryjówek. Jednakże coś lub ktoś za nic miał okoliczne warunki. W mroku pojawił sie zarys zakapturzonej postaci, która zmierzała w kierunku dochodzącego płaczu. Kiedy tajemnicza postać dotarła w pobliże miejsca zaczęła wypatrywać wzrokiem skąd dobiega zawodzenie.
Szybko je odnalazła odsłaniając gałązki paproci wyciągnęła niemowlę z kryjówki i wzięła w ramiona. Odsłoniła kaptur z głowy i przed maleństwem ukazała sie twarz kobiety, lecz nie była to jej matka.
- Co tutaj robisz? Gdzie twoi rodzice? - Poczęła nawoływać.
- Jest tutaj ktoś?! Czy ktokolwiek mnie słyszy?! - lecz odpowiadała jej tylko martwa cisza.
Starała się uspokoić choć w niewielkim stopniu niemowlę, widziała że jest przemoczone, głodne i zmarznięte. wzięła je pod płaszcz by nie mokło i ruszyła przez las pospiesznie w stronę swojego domostwa. Dotarły do drewnianej chaty na skraju lasu, tajemnicza kobieta wniosła dziecko do środka i szybko je rozebrała z przemoczonych szmatek. Wysuszyła maleństwo, przebrała w suche szmatki i nakarmiła kozim mlekiem. Usiadła z niemowlęciem na swoim krześle i poczęła rozmyślać o dziecku i czemu zostało porzucone. Nagle przeszło jej coś przez myśl, uniosła je w górę na rękach.
- Los pozbawił mnie moich bliskich, ale bogowie zesłali mi Ciebie w zamian, teraz już wszystko będzie dobrze zaopiekuje się tobą - Wtuliła dziecko w ramiona, które niebawem usnęło wyczerpane całym dniem. Rankiem gdy porządkowała rzeczy znalazła w szmatkach dziecka pierścień. Był to porządnie wykonany i zdobiony kawałek szlachetnego metalu, oko pierścienia stanowił szmaragd otoczony kręgiem siedmiu mniejszych rubinów. Po wewnętrznej stronie pierścienia widniał napis "W Niej pokładamy swoje nadzieje M..." ostatni wyraz zatarł się z upływem czasu nie zdołała go odczytać. Postanowiła go dobrze ukryć i nie wspominać o tym nikomu.
Nadeszła w końcu zima, wszystko pokryła gruba warstwa puszystego śniegu. Krajobraz zmienił się na bardziej przyjazny dla oczu i dostępniejszy. Z małej chaty, kominem wydobywał się każdego dnia powolny sznur dymu z palonych sosnowych drewien. W środku panowało przytulne ciepło. Domostwo było skromnie urządzone. Stało jedno łoże, stół z dwoma krzesłami i piec, na którym przyrządzane były ciepłe posiłki i służył do ogrzewania całego wnętrza. Chatka miała troje okiennic, porządne wyciosane dębowe drzwi, dach zaś stanowił mech, na którym ułożone były kępki trawy wykopane z ziemią co dawało szczelność, ciepło w zimie i chłód w lecie. Tajemniczą kobietą, okazała się samotna Tamala, nie była zbyt wysoka ani stara, miała zaledwie trzydzieści parę lat. W przeszłości straciła swych bliskich, zamieszkiwała z tego powodu na skraj lasu w osamotnieniu z daleka od miasta i wszystkich stworzeń. Poczuła się znowu szczęśliwa i miała dla kogo żyć po raz kolejny, przygarniętą dziewczynkę uznała za swoja córkę, nadała jej na imię Anellin. Opiekowała się przybraną córką dniami i nocami jak swoim własnym rodzonym dzieckiem, była bardzo uszczęśliwiona.
Czas biegł ciągle do przodu, mijały poranki i wieczory, wiosny i zimy, Anellin urosła więc z czasem zaczęła uczyć się od swojej matki wszystkiego co ta umiała. Tamala poczęła przekazywać jej swą wiedzę ucząc ją pisać, czytać i rachować. Czas mijał Anellin nie tylko na samej nauce, ale i na zabawach. Uwielbiała biegać po skąpanych w słońcu łąkach, kłaść się wśród traw i kwiatów, obserwując przepływające na nieboskłonie białe obłoki chmur. Sama puszcza też ją zawsze intrygowała i ciągnęła do siebie, nie wiedziała dlaczego, ale lubiła się zagłębiać w głąb tego lasu do najróżniejszych jego zakątków. Tamala zawsze ją ostrzegała przed niebezpiecznymi zwierzętami i pułapkami jakie kryje las lecz ona na to nie zważała, zawsze z podniesionym czołem bawiła się wśród krzaków i paproci zbierając piękne i nieznane jej kwiaty, które potem przynosiła i wręczała Tamali. Nie przeszkadzało jej, że mieszkały same była szczęśliwa, aż do pewnego wieczora kiedy to zagłębiła się w las dalej niż zwykle urzeknięta jego mrocznym pięknem. Zaczęło się ściemniać i gdy zorientowała się w swojej sytuacji wpadła w panikę gdyż zrozumiała że się zgubiła i nie wiedziała w która stronę iść. Wszystko było takie same więc poczęłam iść w jedna stronę i nawoływać Tamale. mijały godzina, a Anellin wciąż błądziła po puszczy, oczy zaczęły napływać jej łzami, po raz pierwszy zaczęła się bać i poczęła biec. Biegła przez las i krzyczała na cały głos:
- Mamo gdzie jesteś! - zmęczenie i głód zaczął dawać się jej we znaki. Nagle potknęła się o wystający korzeń i upadła na ziemie. Zaczęła się podnosić powolutku i odkryła że upadła w miejscu gdzie były czyjeś kości. Gdy to zobaczyła krzyknęła z przerażenia głośno i prawie w tym samym momencie zjawiła się jej matka która od razu wzięła ja w ramiona
- Już dobrze, wszystko już będzie dobrze odnalazłam cię - Zobaczyła szczątki jednej osoby w ziemi, wtuliła w sibie jeszcze bardziej córkę.
- Mamo kto to był - powiedziała przez łzy Anellin.
- Nie wiem moje słońce ale musimy wyprawić tej kobiecie godny pochówek - Kiedy chowali szczątki Tamala znalazła naszyjnik z podobnym znakiem na pierścieniu, był na nim zielony szmaragd, a otaczało go siedem rubinowych oczek. Pojęła w tedy, że właśnie odkryła tajemnice porzucenia swojej przybranej córki. Myśląc, że już nikogo na świecie nie ma z jej rodziny, Tamala ukryła przed jej wzrokiem amulet i uznała iż zachowanie tego czasowo w tajemnicy będzie najlepszym rozwiązaniem.
Anellin dorastała. Mijały kolejne długie lata, prawie już zapomniały o tamtej strasznej nocy. Tamala zauważała, że jej przybrana córka nie jest zwykłym dzieckiem. Czas mijał ona się starzała, a tymczasem jej córka, nie było widać po niej jakiejkolwiek zmiany w wyglądzie. Nie była wysoka, ale za to promieniała urodą nie zmieniając się nic. Tamala bardzo się postarzała, była słaba i ledwo już mogła chodzić, czuła w sercu że jej czas w tym świecie dobiega końca. Pewnej nocy Tamala kazała swojej córce zbliżyć się do niej.
- Anellin moja ukochana córko - zakaszlała - proszę stan przy drzwiach i odchyl trzecią deskę od drzwi i przynieś mi zawartość skrytki - Anellin odszukała miejsce i znalazła wewnątrz podłogi coś zawiniętego w stary kawałek materiału.
- Co to takiego matko, czy o to chodziło?
- Zbliż się i podaj mi to - Anellin podeszła i podała pakunek. Przyglądała się jak matka rozwija i wyjmuje zawartość. Jej oczom ukazał się pierścień i amulet, których nigdy wcześniej jej nie pokazywała. Tamala chodź była już bardzo słaba podała do rąk Anellin te przedmioty mówiąc:
- Moje dziecko to twoje prawdziwe dziedzictwo, przez laty ukrywałam to przed twoja wiedzą i wzrokiem z obawy, że jak poznasz prawdę opuścisz mnie, teraz wiem iż postąpiłam nie słusznie. - Była już bardzo zmęczona rozmową.
- Lecz muszę Ci wyjawić cała prawdę o tobie zanim odejdę - Tamala zaczęła opowiadać o tym jak znalazła Anellin gdy była niemowlęciem, porzuconą wśród gąszczu w dzikim lesie o pierścieniu i amulecie.
- Kobieta która pochowałyśmy przed laty najprawdopodobniej była twoja prawdziwą matką, musiała cię bardzo kochać jak ja, na amulecie który znalazłam widnieje ten sam znak co na pierścieniu który był przy tobie. Musisz ruszyć i odnaleźć swoje dziedzictwo i rodzinę. - Wraz z końcem tych słów nastał świt, a dusza Tamali odeszła na spoczynek.
- Ty byłaś moją jedyną rodziną jaką miałam - Ściskała jej ciało w objęciach i płakała długi czas.
Następnego dnia znalazła dostojne miejsce na pochówek. Ułożyła z drewien wielki stos na którym ułożyła ciało Tamali, ozdobiła ja kwiatami, wraz z zachodem słońca podpaliła stos ofiarując tym samym dusze Tamali bogom.
- Spoczywaj w pokoju matko.
Stojąc nad palącym się ogniem wpatrywała się jak dusza Tamali odchodzi na spoczynek, rozmyślała też o tym co jej powiedziała. Nałożyła amulet na szyje i pierścień na palec prawej ręki. Zdecydowała iż ruszy w świat by odszukać swój cel w życiu, przeznaczenie i odkryje prawdę swojego pochodzenia. Otarła jeszcze łzy z oczu i ruszyła w stronę domu by przyszykować się na wyprawę jej życia.

PS.
Jak wam się spodoba opowiem dalszą historie i postaram się umieścic w dalszej akcji Esillon wraz z wszystkimi jego osobami mrugnęła. Ale ostrzegam, że to już od mojej wyobraźni zależy czy będziecie bohaterami pozytywnymi czy też negatywnymi. hihihi



Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Anellin dnia Nie 22:50, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anastrianna
Elg`caress



Dołączył: 16 Sie 2007
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:00, 18 Maj 2008    Temat postu:

Kapłanka uwaznie słuchał opowieści małej Karczmarki Przecudna historia i mam nadziej na ciag dalszy po tych słowach zamysla sie nad kilkoma sprawami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vala




Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:34, 19 Maj 2008    Temat postu:

no Ane *uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła włosy z twarzy* ciekawa jestem jak przedstawisz dzieje naszej rodziny *zaśmiała się patrząc na opowiadającą z zaciekawieniem*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malfurion




Dołączył: 03 Maj 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Stamtad gdzie cien ukrywa dzien a wiatr zaglusza spiew ptakow...

PostWysłany: Pon 1:58, 19 Maj 2008    Temat postu:

"Szept Wiatru" polownie trzy razy klasnal w rece... "Pieknie sie zapowiada Anel... Czekam na ciag dalszy..." - powiedzial i usmiechnal sie lekko... "Nawet jemu sie podobalo..." - powiedzial z usmiechem patrzac na jednorozca wpatrzonego w Anellin jak w obrazek...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthaan




Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gath Murzuk
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:02, 22 Lip 2008
PRZENIESIONY
Wto 22:24, 22 Lip 2008    Temat postu: Iskra

Nie wiedział do końca dlaczego, ale polubił to miejsce. Mimo, że był tu dopiero drugi raz, poczuł pewnego rodzaju spokój, jak wtedy, gdy dziecko przykłada do poduszki policzek z nadzieją na sen pełen śmiechu, barw i muzyki.

Omiótł wzrokiem salę. Przy zaledwie paru stolikach siedzieli klienci, pochłonięci rozmową, grą w kości, czy też pochłanianiem mniejszych lub większych ilości płynów i pokarmów.

Wybrał stolik najbardziej oddalony od sceny, serca karczmy. Wbrew pozorom, nie przybył tutaj odpocząć, posłuchać śpiewu czy brzdęku instrumentów.

Odrzucił kaptur na kark i potarł świeże zadrapania na skroni. To jego jedyna wymówka, że przybył spóźniony. W innych czasach chętnie by pogawędził z jakimś elfem przy akompaniamencie szczęku mieczy i krzesanych iskier, ale tym razem nieoczekiwane pojedynki były mu wyjątkowo nie na rękę.

Odpiął opończę i pozwolił, by ta zsunęła mu się z pleców odsłaniając błękitną skórznię opinającą ciasno ciało szamana. Rozejrzał się po sali, badając, czy może magini, z którą się był umówił w tym miejscu, nie czeka na niego w innym kącie karczmy. A może znudziła się czekaniem i opuściła gospodę?

Nu masz, wyjątkowo pilny i słowny z ciebie Oroka, nie ma co... Wiązanka przekleństw pod swoim własnym adresem miotała mu się w głowie.

Od niechcenia przywołał płomień na ogarku świecy niemal przyrośniętym do stolika. To zdecydowanie nie była jedna z tych "magji", o które tyle hałasu ostatnimi czasy. Zdecydowanie nie podobało mu się to, co usłyszał o planach arcymagów z Białej Wieży. Jeżeli mówili prawdę, choćby po części, to... No właśnie, to co? A jeżeli to kolejna z ich "polityk"?
Trybiki w głowie orka pracowały na pełnych obrotach, powodując niemal krzesanie iskier wokół zielonych uszu.
Jeżeli ktoś mógłby zakazać używania magii... Jeżeli ktokolwiek byłby w stanie coś takiego wyegzekwować... A jeżeli to byłaby prawda, i czekałaby nas magiczna implozja?
Pochłonięty myślami, żuł ustnik fajki, niepomny braku w nim zarówno żaru, jak i tytoniu...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bellannika
Vlos Xan'ss



Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Południa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:59, 23 Lip 2008    Temat postu:

Karczma powoli wypełniała się gośćmi, przybyłymi z różnych stron znanego świata. Rozmowom, śpiewom i krzykom pełnym radości zdało się nie mieć końca. Ot, typowy krajobraz tawerny na koniec męczącego tygodnia. Tym bardziej, że za oknem zimno, szaro i ponuro...

Z cienia po prawej stronie wyłoniła się kobieca postać, odziana w długą, czerwoną, aksamitną suknię. Zdawała się bardziej sunąć nad ziemią, niż kroczyć przez salę. Już z daleka dostrzegła charakterystyczny rys profilu orkowego szamana. Jej twarz pokrył leciutki uśmiech. Była nieco spóźniona na umówione onegdaj spotkanie. Ów handlarz, od którego udało jej się nabyć za śmieszną cenę kolejny antyk do kolekcji długo się targował. Rudowłosa wzruszyła ramionami na wspomnienie jego przepitego głosu i drżących rąk. Nie wiedział, biedak na co się godził...

Czarownica rozpuściła włosy tak, że ogniste kosmki opadły na jej ramiona i ładnie wcięty dekolt sukni. Z dziwną gracją i czarownym wdziękiem, siląc się na niefrasobliwy uśmiech podeszła do stolika, przy którym siedział szaman. Jej głos zadrżał lekko, a ręka powędrowała ku górze, kiedy ujęła w dłoń jeden z kosmków włosów, bawiąc się nim.

- Witaj - zmrużyła lekko oczy - mniemam, iż nie musiałeś długo oczekiwać? W każdym razie tu mają całkiem dobre trunki, a i biesiady są zacne, więc chyba się nie nudziłeś - zajęła miejsce naprzeciwko orka i podparła policzek na dłoni.

- Życzysz sobie czegoś? Napijemy się? Czy... od razu chcesz poruszyć sprawę, w jakiej mnie tu zaprosiłeś? No... - ściszyła głos - chyba, że to poważna bądź osobista rzecz. Tutaj miejscami nawet ściany potrafią mieć uszy - mruknęła i rozejrzała się po zgromadzonych w sali.

Przeciągnęła się powoli i leniwie, odchylając na oparcie fotela. Wpatrzyła się spod oka na szamana czekając jego reakcji.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthaan




Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gath Murzuk
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:16, 23 Lip 2008    Temat postu:

Ork zdawał się być zaskoczony słowami Magini.

- Czekać? Obawiałem się, że to ja będę spóźniony. Zaledwie zdążyłem usiąść... Tejak'arr, Bellanniko - skinął głową z szacunkiem, prostując plecy w lekki napięciu. Bądź co bądź, ta osoba była istotną personą w Szponie.

- Z chęcią napiłbym się górskiej wody. Na nic mocniejszego nie mam ostatnio chęci - spojrzał na ledwo tlący się ogarek świecy - Faktem jest również to, że nie mam na beztroskie pogawędki czasu, nad czym ubolewam. Nie dane nam było rozmawiać ze sobą twarzą w twarz w bardziej sprzyjających okolicznościach.

Zaczął bawić się w dłoniach zimną i pustą w środku, acz kunsztownie zdobioną fajką. Lekkie podenerwowanie zawsze towarzyszyło orkowi, kiedy miał się rozmówić z kimś, do kogo miał ogromny szacunek.

- Poprosiłem cię o rozmowę, Magini, bo są rzeczy, o których z pewnością masz większe pojęcie niż ja. Zwracam się do ciebie jako do... autorytetu w pewnych dziedzinach wiedzy, które mi są obce. Co prawda, rozmówiłem się już z Mistrzynią Vornfiniel, ale ten problem wymaga w mojej ocenie szerszego spojrzenia.

Przerwał na chwilę. Nieobecny myślami, wyglądał jak szaman, który właśnie wyczytywał z sęku stołowej deski arkana najwyższej magii.

Odetchnął głęboko, zamrugał oczami i kontynuował wypowiedź.

- Z pewnością słyszałaś o Raporcie? Arcymagowie z Białej Wieży pocztą pantoflową ogłosili arcyciekawe rzeczy...

Popukał cybuchem fajki we wnętrze dłoni.

- Duchy są coraz bardziej niespokojne. O Wietrze Magii nic mi nie wiadomo... Mistrza Shazemlina widuję ostatnio sporadycznie, nie miałem okazji się go o to spytać przed wyruszeniem w moją dyplomatyczną wędrówkę. Jednak najbardziej interesuje mnie to, co ty o tym sądzisz, Bellanniko, jako Magini i jako - wziął głęboki oddech - ...osoba związana z Azelaneshem. Nie mam wglądu w to, co dzieje się w tych całych magowych organizacjach, ani w to, co dzieje się w strukturach samej magii... Dlatego zwracam się do ciebie z prośbą o radę... bądź inne informacje. Które skądinąd mogą być istotne nie tylko dla Szponu.

Rorzejrzał się po sali. Nie widział w tej rozmowie nic osobliwego ani szczególnie tajemniczego... To chyba jednak zależało tylko i wyłącznie od tego, co Magini chce i może mu przekazać. Ułożył dłonie na przedramionach, opartych o blat stołu, i spojrzał na Bellannikę ze śladem wyczekiwania w oczach.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bellannika
Vlos Xan'ss



Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Południa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:29, 23 Lip 2008    Temat postu:

- Raport... - czarownica skrzywiła się lekko, pozwalając by grymas wściekłości znalazł swój upust w nieznacznym drgnięciu kącików ust. - Czytałam to plugastwo... Chociaż... nie, raczej trafniej byłoby to nazwać nieuctwem, którym jest w istocie. Zawiera - zawahała się lekko - masę błędów i utopijne założenia. Nie da się przecież kontrolować każdego maga z osobna. Za wielu się nas namnożyło - uśmiechnęła się tajemniczo.

- Właściwie to - podrapała się po skroni - kiedyś istniały pewne ... organizacje, które się zajmowały takimi sprawami. Ale - zająknęła się nieznacznie - nie wiem, czy to temat na teraz... i na to miejsce. Moja Wieża byłaby znacznie dogodniejsza... o ile się nie lękasz - zaśmiała się cichutko pod drobnym noskiem.

Rudowłosa założyła nogę na nogę i lustrowała przez chwilę przenikliwym wzrokiem przybyłego szamana. W jej myślach przewinęły się wszystkie uczucia, które targnęły jej młodym jeszcze ciałem, kiedy przeczytała raport rodem z Białej Wieży. Zaskoczenie, niesmak, wściekłość, irytacja, wyniosłość... W miarę, jak kolejne wersy przepływały przed jej błękitnymi oczyma budziła się w niej dziwna obawa, którą coraz bardziej chciała z kimś móc dzielić. Gdyby tylko mogła mieć pewność komu można zaufać... Zbyt bardzo zawiodła się w ostatnim czasie na swoim uczniu, by teraz dawać wiarę każdemu. Westchnęła cichutko i spuściła wzrok...

- Co... konkretnie chciałbyś wiedzieć? - uniosła lekko dłoń, dając znak barmance, by przyjęła wcześniej podane zamówienie. Dyskretny ruch palców nie budził wątpliwości co do tego, co miała podać.

- Wyznam ci, że jestem tym wszystkim dość zaniepokojona. Bo... zbyt bardzo przypomina mi to historię sprzed wielu, wielu lat... Zapewne nigdy o niej nie słyszałeś, ale dotyczy pewnej bardzo mrocznej persony... której imienia wolałabym tutaj nie wymawiać - ściszyła głos. - W każdym razie ... kiedyś istniały pewne ograniczenia we władaniu magicznymi wichrami. Nakładały je Kolegia, zrzeszające odpowiednich magów... odpowiednie klasy tych magów. Tak, właśnie - chrząknęła. - Tak więc... nikt, kto nie płacił dziesięciny i nie był zarejestrowanym czarodziejem teoretycznie nie miał podstaw do władania magią... Teoretycznie. Starano się tworzyć magiczne gildie, które miałyby pełnić pieczę nad danymi regionami. Karano wszelkie przejawy samodzielnego magikowania. Nawet dość surowo. W każdym razie... to wszystko miało wtedy jeden, dość istotny, z punktu widzenia ówczesnych mistyków, cel...

Czarownica przerwała na moment, widząc zbliżającą się do stołu barmankę z dwoma kubkami na tacy.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Uthaan




Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gath Murzuk
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:12, 24 Lip 2008    Temat postu:

- Prawdziwy Oroka boi się tylko własnej żony. A ja jeszcze ogromu prania, jakim mogłaby ukarać mnie Vorn - zarechotał cicho.

- Jeżeli obawiasz się niechcianych uszu w okolicy, udam się posłusznie w każde miejsce, które wskażesz - szaman, choć niechętny oddalaniu się od trasy podróży, zdecydował się dowiedzieć czego tylko może od Bellanniki.

- Co konkretnie chciałbyś wiedzieć?

- Bellanniko, chciałbym wiedzieć, kto stoi za całym tym bałaganem i jaki ma w tym cel. I jakie ma w tym miejsce Szpon - dodał nieco gwałtownie, ale na tyle cicho, żeby słowa te nie wyszły poza najbliższą przestrzeń zajmowaną przez kobietę i orka.

W miarę jak Magini mówiła, szaman coraz bardziej dochodził do wniosku, że nie podoba mu się wizja Magicznej Inkwizycji. Jego osobiście niewiele to obchodziło, bo jako orczy mistyk z samą magią niewiele miał wspólnego. Jednak...

- Z tego co mówisz, Magini... - zaczął, kiedy barmanka odeszła dostatecznie daleko i kiedy wziął kilka łyków cudownie chłodnej wody - ...to raczej jest to niezdrowa manipulacja tłuszczą, niż coś, czego należy się obawiać jak totalnego kataklizmu - wykrzywił twarz w paskudnym uśmiechu - Zanim ktokolwiek dotrze do sedna sprawy, muszę wiedzieć, kto to jest cała ta profesor Rianna. Komu podlega i czym zajmuje się konkretnie jej magistrat.

Poskrobał się chwilę po skroni w zadumie.

- Jeżeli jest coś jeszcze, co chcesz mi przekazać, albo o czym powinienem wiedzieć... Odwdzięczę się w każdy możliwy sposób, pani Bellanniko za każdą drobinę wiedzy.

Szklanka, którą trzymał szaman, zmatowiała od gorąca. Ork wyrwał się z zamyślenia i pospiesznie odstawił parujące naczynie na stół.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kroniki bractwa Esillon Strona Główna -> "Pod wesołym wieprzem" - karczma Wszystkie czasy w strefie GMT + 4 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group